Loading color scheme

Ks. Jan Kozak

Pod koniec wyszczuplał, ale zachował optymizm i podtrzymywał nas na duchu. Dobrze pamiętam ostatnie z nim widzenie. Była mniej więcej 3-4 po południu. Byłem z innymi księżmi na placu apelowym. Przez plac przejeżdżał ciężarowy samochód, odkryty i na nim stał o. Liguda, był sam. Ubrany w pasiak. Gdy przejeżdżał koło nas, zrobił gest ręką i powiedział głośno: „Do widzenia koledzy! Spotkamy się w niebie!”. Odjechał. Odtąd już go nie widzieliśmy.

A. Pospieszalska

Nasza klasa przylegała bezpośrednio do kaplicy szkolnej i rano, przed nauką gdy Ojciec po Mszy św. i po modlitwie wychodził z kaplicy, czekałyśmy na niego i dzieliłyśmy się naszymi radościami i smutkami, czego cierpliwie wysłuchiwał i zawsze umiał znaleźć słowo pociechy, a przy następnym spotkaniu dopytywał się, jak nam poszło. Było nas wiele a On świetnie nas znał i pamiętał nasze problemy.
(...) Msze św. odprawiał bardzo pobożnie i z wielkim skupieniem, natomiast kazania głosił z werwą i dużym poczuciem humoru, a równocześnie pokazywał nam Pana Boga jako źródło miłości i miłosierdzia. W tamtych czasach raczej przedstawiano nam Pana Boga jako Tego, który „za złe karze, a za dobre wynagradza”, którego bałyśmy się bardzo. Ojciec Liguda nauczył nas kochać Boga i wierzyć Mu bezgranicznie.

Antoni Szczepański

O. Alojzy był moim profesorem j. polskiego w Gimnazjum i Liceum w Górnej Grupie w latach 34/35 do 39 i zarazem wychowawca mojej klasy. Potem moje spotkanie z Nim nastąpiło w K.L. Dachau. 9 grudnia 1942 widzieliśmy się ostatni raz, kiedy szedł w niewielkiej grupce skazańców prowadzonych przez blokowego z „29” w stronę bramy wyjściowej tzw. Jourhaus. Zawołał do mnie podnosząc rękę: Antoś zostańcie z Bogiem!”

Ks. Dominik Pyka

Ówczesny uczeń A. Liguda, należący bodaj do tzw. Sekundy niższej, czyli klasy szóstej, z miejsca podpadł i zaimponował nam, początkującym uczniakom. Był rosły i barczysty. Czupryna jasna. Twarz zawsze pogodna. Z daleka słychać było jego wesoły śmiech. Gestykulował żywo. Był sangwinikiem czystej wody. Zrywał się błyskawicznie do czegoś, co go olśniło swoją wartością. Pamiętam te scenę, kiedy apostoł trzeźwości, ks. dr Strehler, wygłosił do nas seminarzystów wykład o walorach i potrzebie abstynencji apelując, abyśmy się dołączyli do ruchu abstynenckiego. Dr Strehler jeszcze dobrze nie skończył swojej zachęty, kiedy odezwał się gromkim głosem A. Liguda i krzyknął na całą salę:<<bóg tak="" chce!="">> i jako pierwszy podszedł do mównicy, wpisując swoje nazwisko na listę abstynentów.

Ks. H. M. Malak

A więc to jest ten znany kapłan pisarz, ojciec Liguda? W ujętych nowocześnie jego kazaniach dla młodzieży byliśmy jako klerycy rozkochani. Czy mogłem wtedy na ławie studenckiej przypuszczać, że poznanie nastąpi w tak niezwykłych okolicznościach? Ze Świecia przywiozło nas gestapo do klasztoru oo. Werbistów w Górnej Grupie. Klasztor był już zajęty przez władze okupacyjne. Większość mieszkań zajmowały kompanie żołnierzy. Nas, w liczbie około stu zwalono do dwóch refektarzy klasztornych. Rektorem uczelni zakonnej a obecnie zatwierdzonym przez strażników łącznikiem między naszym zespołem więziennym i nimi – był właśnie ojciec Alojzy Liguda.

s. Leonia Mołodyńska

Będąc trzy lata w Poznaniu, gdzie pracowałam jako nauczycielka w naszym gimnazjum, miałam możliwość zetknięcia się z O. Ligudą. Miał bardzo dobre podejście do młodzieży, która go darzyła niekłamanym zaufaniem i dużą sympatią. Był zawsze pogodny i uśmiechnięty, gdy stykał się z dziećmi i sam miał w sobie coś dziecięcego. Gdy tylko ukazał się na boisku czy podwórzu szkolnym, już gromada dzieci młodszych i starszych otaczała go gwarząc wesoło. Największa atrakcją dla uczennic było to, że o. Liguda świetnie grał w piłkę! Nikt nie potrafił rzucić tak celnie i zręcznie, jak on.

Ks. S. Grabowski

Wiedział, co go czeka. Wiedział ze znajomością faktów i pełną przytomnością. Gdy na wieczornym apelu jego numer był wyznaczony na stawienie się do transportu rano, tego wieczoru poszedłem do niego, płakałem żegnając się z nim, a on stał przede mną pogodny, spokojny, zapatrzony w inna rzeczywistość, powtarzając: „Bóg wie wszystko”.

Ks. Kan. Stanisław Sokołowski

W Dachau był już o. Liguda. Przejmuje nad nami przewodnictwo. Ja znalazłem się z nim w jednej izbie. (…) Siedzieliśmy przy jednym stole. Tam zauważyłem, że O. Liguda często zabierał głos. Gdy trzeba było kotły odnieść, po bieliznę – to on wyznaczał, żeby Niemców nie drażnić, żeby było szybciej. Miał nawet spisane grupy. Szybciej wyskoczyć, to posyłał młodszych. Starszych do lżejszej pracy. Chciał chronić tych najstarszych. Kanonicy, prałaci, nobliwi ludzie – chciał im dać zajęcie na miejscu, jakieś sprzątanie, zamiatanie. Żeby ich nie wysyłać za obóz, gdzie można esesmanów spotkać, potknąć się, posyłał młodych. To właśnie robił ks. Liguda. On znał język. Momentalnie rozumiał żądania Niemców, organizował nas szybko. Wyskakiwaliśmy, no i nie cierpiał cały blok.

Ks. Edmund Chrzanowski

Bardzo dobrze pamiętam jego lekcje historii. Umiał nadzwyczaj barwnie opowiadać, wiązać fakty w tok życia konkretnych ludzi., których widzieliśmy oczyma naszej wyobraźni. Historia była dla nas przeżyciem a nie nauką suchych faktów i dat.(…)
Myślę, że tak jak myśmy chętnie przebywali w jego towarzystwie, tak i on lubił być wśród młodzieży. Przychodził często na mecze jak kibic, by potem naigrywać się z naszej nieudolności lub cieszyć sukcesami. Wokół niego stało pełno młodzieży. Umiał się śmiać szczerze i radować z nimi. Patrząc z perspektywy czasu widzę w nim świetnego kapłana młodzieżowca.

Ks. Edmund Chrzanowski

Od 1 września 1935 roku byłem uczniem Gimnazjum OO Werbistów w Górnej Grupie na Pomorzu. Jako pierwszoklasista zetknąłem się z Ojcem Ligudą na lekcjach historii. (…) Już na pierwszej lekcji zniknęły wszelkie bariery lęku. Ojciec Liguda zawładnął nami.. pamiętam jego twarz roześmianą, pełną pogody i żywo reagującą na wszystko, co się działo w klasie. Rozbroił nas do reszty.(…) Lubiliśmy go i chętnie przebywaliśmy w jego towarzystwie. Na potwierdzenie przytoczę jedno wspomnienie. Ks. Prefekt ogłasza w szkole, że tego a tego dnia będzie wycieczka.. Klasa x pojedzie z Profesorem x, klasa y z profesorem y, zaś klasa II z ojcem Ligudą. Hurra, hurra i temu podobne okrzyki towarzyszyły tylko tej ostatniej nominacji. Czułem, że inne klasy zazdrościły.

A. Pospieszalska

Kazanie Jego nie były długie, co nam bardzo odpowiadało, a równocześnie były barwne i często zaśmiewałyśmy się z Jego dowcipnych przykładów. Mówił piękną polszczyzną(…) czekałyśmy na Jego kazania, co w tym wieku rzadko się zdarza. Osobny rozdział to była spowiedź. Był niesłychanie wnikliwy i umiał nakłonić do intensywnej pracy nad sobą. Podtrzymywał i podnosił na duchu. Był Przewodnikiem na drodze do Boga. Każda następna spowiedź była dalszym ciągiem poprzedniej. Po latach dopiero można było ocenić, że przygotowywał nas do przyszłych zadań w życiu.

o.Marian Żelazek

Należy podkreślić, że o. Liguda był człowiekiem, który podjął walkę z obozową tyranią zwykłym humorem. Nie była to radość kpiąca, wyśmiewająca oprawców. To była inna radość – radość człowieka dojrzałego, który wie, Komu zawierzył, zaufał i Kogo pokochał, Komu oddał całe swoje życie. Jego dowcipy rozbrajały napięcia, łagodziły cierpienia, pokazywały Boga i mówiły: Nie bójcie się, nie lękajcie- oto Ja jestem z Wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”. Jego radość wypływała z bliskości życia z Trójjedynym Bogiem. To było jego największą bronią i niespożytą siłą, z której myśmy czerpali. On sobą pokazywał Pana Boga, on wciąż nam Go dawał. To pomagało trwać. Miałem wrażenie, że nasi „panowie” o tym wiedzieli, więc go wykończyli.

facebook_page_plugin